Tak jak ustalone, Inge wyjeżdża po mnie na dworzec w Lagos. W zasadzie to nie wiem, jak wygląda, ale widzę szczupłą blondynkę, która patrzy na mnie i się uśmiecha, więc do niej podchodzę i pytam czy jest Ingą, a ona mnie czy ja to Agata i wszystko się zgadza. Wsiadamy do białego jeepa w stanie opłakanym:) i mkniemy do Quinty. Od razu rozmowa się klei , widać że to super fajna babeczka. Sukcesywnie dowiaduję się różnych ciekawych szczegółów na jej temat ( i całej rodziny) i jest to naprawdę fascynując opowieść. Inge potrafi mówić w 5 językach...Pierwszy moment kiedy czuję się zakompleksiona i takich jeszcze będzie kilka...
Podjeżdżamy do Quinty a konkretnie do miejsca, w którym zakwaterowani są Wooferzy vel Workaway'owcy. Jest to teren nieco poniżej głównego domu i całego kompleksu agroturystycznego.Po portugalsku 'quinta' to to samo, co w hiszpanskim 'finca' a więc dość spory dom za miastem i kawał ziemi, najczęsciej w formie organicznej farmy, sadu, ogrodu i zagrody dla zwierząt.
Początkowo jestem przerażona przyczepą kempingową, w której mam mieszkać, ale po rozpakowaniu i ułożeniu rzeczy w odpowiednich schowkach i półkach uznaję, że da się żyć. Nie odbiega to niczym od zwykłego campingu, w którym kiedyś przecież czynnie brałam udział, natomiast można przyjąć pozycję stojącą, jest stolik, łóżko, mała szafa i mini lodówka. Kuchnia zorganizowana jest w campervanie; kiedyś była to mobilna kuchnia na kółkach, która z zewnątrz wygląda jak ciężarówka. Wszystko przypomina mi szalone lata 70te i dzieci kwiaty, które sobie podróżowały w ten sposób po całej Europie. Inge i jej rodzina najwyraźniej robili to już nieco później bo wszędzie są rysunki ich dzieci , nawet szafki w kuchni są ozdobione kolorowymi dziecięcymi bohomazami, a najstarsze ma dopiero 20 lat . Najmłodszy Yorik -14.
Wieczorem Inge zaprasza mnie na wspólną kolację u nich na tarasie. Przyłączają się do nas jeszcze Kirstin i Mike z Austrii, którzy są tutaj gośćmi (wynajmują apartament ) Ok. 22giej jedziemy do Lagos na otwarcie wystawy w Centrum Sztuki. Ok. północy wracam z Austriakami do quinty, bo ledwo żyję ( w sumie dla mnie jest już godzina do przodu) a był to dzień pełen wrażeń więc odpływam szybko.