15 lipca dochodzę do formy choć wciąż na lekkiej diecie. Na wszelki wypadek, ciągle stacjonarnie, eksplorując okolicę i lokalne zakamarki. Popołudniu zasiadam w hallu przy recepcji, żeby uzupełnić blog i zrzucić zdjęcia z aparatu.
Co chwilę ktoś na chwilę przysiada, aby dostać się do Internetu, bo tylko przy recepcji jest
silny sygnał wi fi. Lubię takie miejsca 'zborne' bo zawsze można spotkać kogoś ciekawego. W
hostelach jest to zazwyczaj kuchnia a w hotelach lobby lub recepcja. Nie trzeba długo czekać,
bo po usłyszeniu naszej polskiej mowy odzywa się dziewczyna o urodzie śródziemnomorskiej
siedząca na sofie obok, wtrącając nieśmiało, że ona też mówi po polsku:) Od słowa do słowa
okazuje się , ze Ania jest pól Greczynką- za sprawą mamy, i pól Polką ze względu na tatę.
Nie byłoby w tym nic dziwnego, bo Polaków na wyspie jest wielu, zarówno na wakacjach jak i w
pracy, ale okazuje się że sympatyczna rozmówczyni jest ...z Łańcuta!I tam mieszka od 5 roku
życia, a na Corfu spędza ze stęskniona za Grecją mamą -wakacje. Jest tegoroczną maturzystką
i zamierza studiować filologię grecką w Krakowie. No proszę, jakie sympatyczne spotkanie
2.500 km od domu:) Świat jest jednak mały...
Wieczorem załatwiamy 3 ważne rzeczy-rejs na Paxos i Antipaxos na jutro, drugą
wycieczkę na sobotę do Blue Lagoon i rezerwację auta od niedzieli do wtorku. W biurze
wypożyczalni pracuje Angielka z północno-brytyjskim akcentem, o co nie omieszkam jej
zapytać:) Tak, jest z okolic Liverpoolu i to jest jej prywatny biznes, w którym pracuje 16 h dziennie. Rezerwujemy Hyundai I-10