Dzień zaczynamy śniadaniem w knajpce niedaleko domu. Czeka nas energetyczny dzien na rowerach, wiec trzeba zjesc solidne sniadanie. Omlet z pieczonymi ziemniaczkami i tostami to dla mnie zbyt wiele:) Tutaj odległości są ogromne. Trzeba się trochę napedałować, żeby dotrzeć chociażby na plażę. Jedziemy w strone molo, Naples Pier. Tutaj plaża publiczna jets bardziej zatłoczona, bo to środek sezonu. Po drodze mijamy piękne rezydencje i domy z ogrodami wielkości parków. Wszystko czysto, schludnie i wzorowo zaprojektowane. DZiś jest najgorętszy dzien z dotyczasowego pobytu. Przypuszczam że moze byc ok. 26-27 *C co w słońcu daje jeszcze cieplejsze doznania. To lubię!
Przy molo mnóstwo wędkarzy, a dokoła ptactwo różnorakie, m.in. pelikany.Cały obszar Naples to rezerwat ptaków.
Jeżdzimy po okolicy kilka ładnych godzin, z małą przerwę w uroczym downtown z knajpkami i sklepami , do których nie mam sensu zagladać z powodu cen:) Ale kawa mrożona musi być-obowiązkowo!W przytulnej knajpce-lodziarni odwidza nas mały gekonik. Lubię takie śmieszne stworki i oczywiscie 'trzaskam' mu mnóstwo zdjeć.
Po wielu kilometrach pedałowania, przed powrotem do domu wstepujemy jeszcze do meksykanskiej knajpy na happy hour, czyli 2 drinki w cenie jednego oraz nachos + 2 rodzaje salsy. Wszystko pyszne i tanie:) W sumie po zrobieniu ze 40 km mi się należy:)
***
A w nocy...? Żeby ciągle nie było tak cukierkowo, miło i przyjemnie, w nocy stoczona pierwsza walka z karaluchem w łazience. Ja oczywiście drę się jak opętana i wołam o pomoc 'posiłki':) "It's Florida, baby":) Cóz mogę powiedzieć? Może powinnam się cieszyć, że na razie 'tylko' jeden:)