Ten dzień miał być przeznaczony na sztandarowe zabytki Bangkoku , czyli Pałac Króla i świątynie, ale ja mam misję 'lotnisko'. Wczoraj ustaliłam z panią z Lost Baggage, że przyjadę na lotnisko po odbiór rekompensaty z zagubiony bagaż. Okazuje się ze Linie lotnicze pokrywają tylko pierwsze 3 dni, w wysokości $40 za dzień. No cóż, na tę chwilę lepszy rydz, niż nic (Ola, tylko nie śpiewaj;);)
Zatem rezerwuję sobie za 130 baht mini busa na lotnisko i o 9tej rano wyruszam. Podróż ze względu na korki trwa 1.15h. Udaje mi się wszystko bezproblemowo załatwić. Pani na stanowisku Lufthansy (nie wiem dlaczego oni akurat pośredniczą w odnajdywaniu bagażu) jest przesympatyczna i mówi-całe szczęście-zrozumiałym angielskim bez akcentu. (zrozumieć Taja mówiącego in English to naprawdę dużą umiejętność:) i o dziwo-również w tym momencie w systemie pojawia się wiadomość o mojej walizce-znalazła się w ...Berlinie i ma przylecieć jutro rano! Po kilku sekundach radości, entuzjazm opada, bo dziś wieczorem wyjeżdżamy z Bangkoku i nie wiadomo czy linie lotnicze łaskawie dostarczą mi ją pod kolejne adresy. Zostawiam wszystkie namiary na siebie i pani obiecuje ze postarają się przywieźć bagaż do Tree House REsort w Surat Thani. No
zobaczymy....
Teraz muszę się jakoś wydostać z lotniska. Ponieważ chcę kupić ładowarkę do laptopa i wiem,że mogę ją znaleźć w dużych shopping mallach w dzielnicy handlowej, zaopatrzona w mapkę wsiadam w Sky train i jadę do końcowego przystanku do dzielnicy drapaczy chmur biurowców i sklepów. NA mapie wszystko wygląda jak w zasięgu ręki, wiec nieświadoma niczego drę z buta w stronę World Tower Plaza (ktoś mi powiedział ze tam kupie ładowarkę) ale zaczynam żałować ze nie wzięłam tuk tuka bo to strasznie daleko. Kiedy wreszcie znajduję dział Electronics w World Tower Plaza okazuje się ze owszem-jest tam mnóstwo stanowisk i sklepów samsunga, ale nie maja akcesoriów. Bo akcesoria, czyli np. mój kabelek i akumulator jest w innej Plazie:)
Tym razem zdesperowana biorę tuk tuka, tłumaczę kierowcy co chce kopic, pokazuje na laptopa (nie zna angielskiego ale kuma bazę) i wreszcie znajduję to, co mi jest potrzebne. Do naszej dzielnicy wracam tuk tukiem za wytargowane 160 bht i jest to prawdziwy hard core:) Ale fajny:) Reszta grupy w tym czasie zwiedza wciąż świątynie i Grand Palace, a ja wykorzystuję czas na drobne zakupy na Kho San Road-szczerze mówiąc tutaj znajduję o wiele więcej fajniejszych rzeczy niż na tym największym targowisku, na którym byliśmy wczoraj a i sprzedawcy są bardziej skłonni do negocjacji ceny.
Postanawiam zjeść coś w ulicznym barze z przysłowiowego wózeczka. Do mojego stolika przysiada się para Amerykanów z Filadelfii. Chwile gadamy i okazuje się że oni też mają w planach Koh Tao, czyli wyspę, na której będziemy za 3 dni. Small World...
Po 17tej wyruszamy z hotelu na dworzec autobusowy i dalszą drogę.