Dziś zwiedzamy starą stolicę Tajlandii-Ayuttayę. Nasz przewodnik jest przemiły ale mówi po angielsku z tak mocnym tajskim akcentem, że ledwo go rozumiem. Temperatura jest dzisiaj nieznośna i takie zwiedzanie-głównie na zewnątrz na otwartej przestrzeni-jest dość eksploatujące. W jednym z kompleksów świątyń oglądamy posągi Buddy bez głowy. Nasz przewodnik w zabawny sposób tłumaczy powód-'bad people' przyszli i obcięli głowy, żeby sprzedać do sklepów z antykami. I to by było na tyle. Bad people pojawiają się jeszcze kilkakrotnie w jego opowieściach. W ramach wycieczki mamy lunch w małej restauracyjce nad rzeką i tutaj możemy spróbować tajskich specyfików. Na koniec odwiedzamy miejsce, które nasz przewodnik nazywa 'happy room' czyli po prostu WC:)
Po powrocie do hotelu dostaje od recepcjonistki karteczkę z numerem telefonu na lotnisko-mam się skontaktować w sprawie bagażu.
Dzwonię i dowiaduję się ze moja walizka utknęła w Abu Dhabi i przyleci wieczorem do Bangkoku. Jak się później okaże, moja radość jest przedwczesna, ale to już inna historia na inny wątek:)
Wieczorem siedzimy obok naszego hotelu przy mobilnym barze na kółkach. Na początku w małym gronie, później grupa się powiększa. Właściciele tego monopolowego wózeczka wiedzą jak sobie zyskać klienta. Kiedy nasz grupa powiększa się o kolejne 5-6 osób, błyskawicznie montują miejsca siedzące i dostawiają stoliczki. Perfekcyjna organizacja. Drinki z wózeczka, np. gin& tonic kosztuje 70baht , czyli ok. 7 zł, w knajpie to samo 2x więcej. Jak widać w Tajlandii alkohol nie jest najtańszy.
I znów podchodzi do nas pan z pieczonymi skorpionami-patrz: zdjecia:)