O 13tej wyruszamy na tor Formuły 1 do Sepang. Od naszego hotelu to niedaleko, ale jedyny sposób żeby się tam dostać w miarę swobodnie to znów taxi. Za to z powrotem będziemy wracać autobusem i to będzie wyzwanie! :)
Tor wyścigowy znajduje się tuz kolo lotniska, dlatego podczas wyścigów zdarzają się ciekawe ujęcia: rajd, helikopter z powietrza, który filmuje imprezę i w oddali startujące samoloty. Na Grand Prix F1 przyjeżdża średnio ok. 50 tys. Łatwo wiec sobie wyobrazić rozmach i wielkość tej imprezy. My mamy miejsca w sektorze C2 co oznacza, że od wejścia głównego musimy się jeszcze przespacerować ok. 1 km. Mamy miejsca pod dachem, ale bez siedzeń. Tutaj wszyscy siedzą na 'glebie'.
Wszystko ma się zacząć o 16tej. Po drodze różni panowie i panie sprzedają zatyczki do uszu, ale ja nieświadoma tego, co mnie czeka, rezygnuję z zakupu. W końcu chodzi się na koncerty i też jest głośno, no nie?;) Oczywiście później tego srogo żałuję, bo huk jest niemiłosierny, po godzinie zaczyna mnie boleć głowa, wiec uszy przytykam palcami lub chusteczka higieniczna:) Ciekaw , jaki uszczerbek na słuchu pojawia się po 2 h na F1...Inna sprawa, że takie zatyczki powinien każdy obowiązkowo dostawać w pakiecie z biletem. No cóż...Następnym razem będę mądrzejsza:)
Po drodze do naszego sektora przy toalecie obserwuję osobliwą scenkę-kilku mężczyzn -są to niewątpliwie muzułmanie-tuż przed wejściem do toalety odprawiają modły na klęczkach. Czyżby o dobry wynik Formuły??:)
O 16.30 rozpętuje się prawdziwa ulewa i wyścig zostaje wstrzymany. Kto oglądał Polsat to wie:) Ja niewiele kumam z F1, poza tym w sektorze c2 tez mało widać z linii startu, zatem prowadzę gorącą linie SMS-ową z moim Tatą, który ogląda Polsat:) Cóż ja jeszcze mogę napisać o F1? Nie znam się na tym i niewiele rozumiem z samego wyścigu, nie znam tez zawodników poza kilkoma znanymi nazwiskami (jeden z nich wygrywa Grand Prix:) ale wrażenie jest niezapomniane i niesamowite. W TV wszystko wydaje się nudne, a na żywo, to zupełnie coś innego. Ten ryk silników, prędkość samochodów, reakcje publiczności też są rewelacyjne. Tak czy siak, warto choć raz w życiu zobaczyć to na żywo. Po zakończeniu udajemy się na duży parking na samym dole obiektu, przy autostradzie. Tam szukamy autobusu do Nilai. Udaje nam się szybko 'zaokrętować', ale to dopiero początek przygód. Autobus jest już szczelnie dopchany pasażerami. Ok, na stojąco mogę jechać 20 min.,
ale okazuje się, że autostrada jest totalnie zakorkowana, a my musimy jeszcze zawrócić, aby dostać się na przeciwległy pas ruchu. Samo zawracanie zajmuje nam ok.45 min.- to po tym czasie znajdujemy się na wysokości parkingu, na którym wsiedliśmy, tylko po drugiej stronie autostrady w kierunku Nilai. Stad będziemy jeszcze jechać drugie tyle...Stoję koło drzwi przy kierowcy. Tżz obok stoi mężczyzna z 3 dzieci, chłopców. Dzieci jak to dzieci, kręcą się i nudzą i nie mogą sobie znaleźć miejsca. W końcu jeden z chłopców wchodzi za fotel kierowcy i wymachuje flagą F1 prze okno, nad głową kierowcy!! Drugi chłopczyk prawie że chce 'wyjść' przez przednia szybę:) Wszystko wygląda komicznie i wydaje się, że jakiekolwiek zasady bezpieczeństwa nie istnieją w tym pojeździe:). Co więcej, kierowca się cieszy:) Już wyobrażam sobie taką sytuację w Polsce...Pewnie wszyscy dostaliby opieprz, a w najgorszym wypadku pan i władca kierowca wywaliłby całe towarzystwo z autobusu:) Dzieci mają dość, ja też, więc zrezygnowana, siadam na podłodze.
Po przyjeździe do Nilai idziemy coś zjeść do lokalnej mordowni. Asekuracyjnie biorę zupę jarzynową:) Po 15 minutach pan kelner przynosi ładnie wyglądającą miskę z zupą oraz kupę ryżu na osobnym talerzu. Zupa wygląda smakowicie, ale już po pierwszej łyżce oczy wychodzą mi z orbit. Jest tak pikantna, że mało co nie dostaję zapaści. W efekcie męczę te zupę chyba pół godziny i bardziej najadam się ryżem zamoczonym w tej piekielnej cieczy.
Wracamy do hotelu po 22giej, na wpół głusi:)