Nazajutrz wstajemy przed 9ta bo o 10 zaczyna się zaokrętowanie na speed boat. To są te szybkie łodzie, którymi pierwotnie mieliśmy płynąc na Bali, a które potem z powodu kiepskiej pogody odwołano na tydzień. Zatem na Lombok lecieliśmy samolotem, ale teraz, jako ze stary tydzień się skończył a pogoda jest ładna, łodzie wznawiaja ruch Gili-Bali. Jedziemy dorożkami przez te cześć wyspy jakiej nie znamy, wjeżdżamy wewnątrz lądu żeby przedostać sie na przeciwległy brzeg. Krajobraz jest rewelacyjny-najpierw jedziemy przez palmowy las w którym pasa się jakieś wychudzone krowy a potem wjeżdżamy w prawdziwą, lokalną wioskę z zabudowaniami tubylców. To jest dopiero folklor! Ze tez nie widzieliśmy tego wcześniej....
Przy plaży stoi już zacumowany nasz środek lokomocji, czyli Fast Boat. Słońce przygrzewa niemiłosiernie, ale mam nadzieję, ze na łodzi będzie trochę chłodniej z powodu bryzy. Wszystko wygląda sielankowo, niebieska woda,ocean tez jest niby spokojny, wiec nie spodziewam się żadnych sensacji:) DO czasu....NA pełnym morzu łódź podskakuje , silniki wyją, im bliżej Bali tym chmury ciemniejsze. W pewnym momencie czuję, ze będzie źle. W ostatniej chwili krzyczę do Rafała, żeby przyniósł mi torebkę- zdąży w ostatniej chwili:)Po chwili steward z obsługi, który widzi mój brak kompatybilności z łodzią, przynosi mi kolejną torebkę i paczkę chusteczek higienicznych....Od tego momentu nie lubię fast boatów:) Na szczęście po 'pierwszej torebce' odczuwam ulgę, już mnie tak nie mdli, ale zalegam na ławeczce na zewnątrz i w takiej pozycji, ledwo żywa, podróżuję przez kolejne 2 h....
Wczesnym wieczorem po ulokowaniu w tym samym hotelu, co 3 dni wcześniej, ale w innych pokojach, jedziemy z naszym ulubionym kierowcą do Uluwatu. O 18tej zaczyna się tam pokaz Kecak dance, a właściwie jest to rodzaj transu, w który wprawiają się tancerze. Ewenement polega na tym, ze nikt nie używa żadnych instrumentów muzycznych, melodia to mruczenie, skandowanie i coś w rodzaju mantry. Trzeba to zobaczyć. Z amfiteatru, w którym odbywa się przedstawienie przechodzimy do Świątyni znanej z małp -złodziejek. Nie muszę długo czekac na to aby zobaczyc na czym to polega. Małpy chodzą tam samopas i kradną turystom wszystko, co można zerwać, wyciągnąć etc...Przed wejściem tam Arianne uprzedza nas aby schowac okulary przeciwsloneczne, kolczyki , chusty itp.... Tak tez czynie i nie spodziewam się, ze france dobiorą się do mojej bandany-jedna małpa ściąga mi ja z głowy i ucieka. Inna wcześniej wyciąga mi z kieszeni spodni ulotkę o Kecak Dance. Trzecia małpa chwyta za klapka i chce mi go silą zedrzeć z nogi. Istny cyrk!! Bandanę odzyskuję, bo jest tam strażnik, który wabi małpy jakimis slodyczami i probuje odzyskać to, co zabrały....
Po Uluwatu jedziemy do Jimbaran, które słynie z fajnej seafood'owej knajpy. Przyjeżdża tam dużo turystów właśnie po to, aby spróbować lokalnych owoców morza. W dużych akwariach pływają różne stwory morskie i można sobie wybrać dowolny zestaw. Ta kolacja okazuje się jedna z lepszych w ciągu ostatnich kilku dni przed i po. Do stolików podchodzi zespól grajków , pytają z jakiego jest się kraju i przygrywają coś lokalnego. Jest tam dużo Rosjan,wiec śpiewają coś po rosyjsku. Nam tez chcą wcisnąć coś rosyjskiego, bo nie znają niczego po polsku:)
Po powrocie do hotelu dowiadujemy się o lokalnej strzelaninie: http://my.news.yahoo.com/indonesia-police-shoot-dead-5-suspected-militants-bali-050308321.html
To nas ominęło..