Kolejnego dnia postanawiamy wyruszyć na plażę ale wcześniej jedziemy do miasta Loule na zakupy na targu. Tam nam chwilę schodzi a ja przy okazji robię mnóstwo zdjęć ożywionego miasta z artystami ulicznymi, sklepikami, zjazdem motocyklistów etc....
Kiedy wracamy do domy Ricardo jest tak głodny z postanawia zrobić wcześniejszy lunch. Na targu kupiliśmy 3 ryby i warzywa, zatem na lunch mamy cudne smażone ryby (oprawione przez specjalistę) ze sosem z wątróbki rybiej oraz risotto z marchewka i cebula. Ponownie skrzętnie robię notatki aby to kiedyś odwzorować.
Plaza jest dalej niż Tavira i podróż zajmuje dość sporo czasu. Ale warto jest jechać tak daleko bo miasteczko nad brzegiem oceanu jest urocze i w dole rozciągają się szerokie rozlewiska rzeki która miksuje się z woda morską i kończy się na szerokiej plaży. Jest tutaj taka różnorodność muszli ze mam ochotę je wszystkie wyzbierać ale jest ich tysiące.
Wieczorem jedziemy do Ayamonte, miasteczka hiszpańskiego tuż za granicą, na tapas.