Niedziela wielkanocna zaczyna się poranną burzą ale ok. 10tej się przejaśnia i udaje się zjeść śniadanie na tarasie z widokiem na piękne cliffy, skałki, palmy i basen. Śniadanie składa się z jajek na twardo, sardynek, pomarańczy, jabłek, cynamonowej babki i ...porto:) Lagos i okolice to piękne krajobrazy, wzdłuż linii brzegowej znajdują się urokliwe zatoczki, skały i jaskinie. Przez pierwszą cześć dnia pogoda nam sprzyja więc eksplorujemy urwisko koło naszego hotelu, a potem schodzimy na plażę, żeby się trochę wygrzać. Popołudniu jedziemy na sąsiadująca plażę Camilo, która jest przepiękna i przypomina mi skały 12 Apostles w Australii, tylko w nieco mniejszej skali, ale rozpętuje się ulewa, więc uciekamy szybko do hotelu. Wieczorem znów się rozjaśnia i więc idziemy do miasteczka zjeść coś lokalnego. Tak właśnie tutaj wygląda pogoda w kwietniu. Nawet jeśli jest pochmurno i pada, to szybko się przejaśnia więc zawsze w zasadzie świeci słońce i jest ciepło. Jedynie wieczorem trzeba ubrać kurtki albo polary. Odszukujemy polecana restauracje specjalizujące w owocach morza i portugalskiej kuchni. Zamawiamy CATAPLANĘ dla dwóch osób. Jest to portugalska odmiana hiszpańskiej paelli, która smakuje wyborni-składa się z różnych owoców morza z duszonymi ziemniakami i fajnym sosem. Taka potrawa, przyrządzana w specjalnym naczyniu z metalu z pokrywką, dla dwóch osób kosztuje 30 euro....Algarve to drogi region Portugalii, niestety. Kelnerem jest pól Portugalczyk, pół Ukrainiec, z którym fajnie się rozmawia. Dowiadujemy się ze pan ma na Ukrainie mieszkanie 6 pokojowe ale je wynajmuje bo sprzedaż kompletnie się nie opłaca. Ma tez mieszkanie po babci w Krakowie i to również wynajmuje i traktuje jak inwestycje. Wymieniamy tez kilka zdań na temat sytuacji na Ukrainie i Putinie...Podczas kolacji tle słychać klaksony i wuwuzele-okazuje się, że lokalna drużyna piłkarska wygrała jakieś mistrzostwa ligowe w piłce nożnej i tak się tutaj okazuje radość-na ulicach samochody tworzą korek, ruch właściwie stoi, ludzie wychodzą z aut, machają flagami, trąbią w wuwuzele, skandują i wiwatują.
Na koniec wieczoru postanawiamy napić się porto na trawienie ale trafiamy -przynajmniej wg. mnie -na jakiś niewypał który smakuje jak bimber i jest ohydny. Jednak tez z supermarketu był sto razy lepszy. Po prostu porto porto nie równe...