Na szczęscie wypozyczalnię otwieraja wczesniej i o 4 am wyruszamy z lotniska wypożyczonym samochodem (Hertz) w kierunku Great Ocean Road żeby zobaczyć słynne klify i skały 12 Apostles.
Plan na ten dzień mamy ambitny ale po nieprzespanej nocce, czuje się tak sobie. W aucie trochę kimam, ale co jakiś czas budzę się podczas hamowania, bo Rafał albo robi zdjęcia krów we mgle albo zabitych lub żywych kangurów:)
Dojeżdżamy do Great Ocean Rd i miejsca gdzie zaczynają się słynne skały 12 Apostles. Widoki są przepiękne!!! Do każdego punktu widokowego prowadza ścieżki lub drewniane podesty, wszystko jest porządnie oznakowane i utrzymane. Już przy pierwszym wejściu-niespodzianka: słysząc polski język zagaduje nas kobieta na rowerze, jak się okazuje Polka mieszkająca w Vancouver,
obieżyświatka-bikerka, zwiedzająca świat właśnie na rowerze, w pojedynkę. Pierwsze skały fotografujemy wiec razem i robimy sobie nawzajem zdjęcia. Nasza rodaczka ma na imię Antonina (sic!) i od 25 lat mieszka poza Polską. Obiecałam, ze będę Panią Antoninę stawiać jako wzór do naśladowania (zazdroszczę odwagi i kondycji!!!), a Pani Antonina z kolei zadeklarowała, ze
będzie umieszczać komentarze na moim blogu, wiec czekam, pani Tosiu i pozdrawiam:)
Przemieszczamy się dalej, do kolejnych zatok i skał. W zasadzie to co kawałek widok jest taki, ze TRZEBA się zatrzymać i uwiecznić to na zdjęciach. Zajmuję nam to dobre 2h, po czym zatrzymujemy się w małym miasteczku Port Campbell żeby coś zjeść i odpocząć. Jak na Australię przystało, wszędzie sprzedają Fish&chips, zatem jest to mój lunch. Porcja jest tak duża ze zjadam tylko rybę i kilka frytek-resztę zostawiam 'na potem'. Tuz kolo parkingu jest publiczna plaza, z trawka i ławeczkami i ja od razu zalegam na kocyku, żeby zregenerować siły. Chyba trochę za długo je regeneruje, bo spiekam sobie łydki i okolice kolan z tylu na raka i mnie wszystko bardzo piecze przez 2 kolejne dni:) PO ok. 2h udajemy się na Otway Lighthouse Road, gdzie można zobaczyć koala. I oczywiście udaje nam się je zobaczyć i sfotografować. Są przekomiczne, ciągle śpią (19h na dobę) i tylko od czasu do czasu jakiś leniwie poruszy głową, łapka, albo wyciągnie sobie nogę w przód:) Większość śpi bardzo wysoko na drzewach, wiec nawet po zzoomowaniu na zdjęciu niewiele widać, ale w końcu nasze starania zostają uwieńczone sukcesem, bo trafia się jeden, dość nisko i wreszcie na zdjęciach widać ze to PRAWDZIWY mis koala. Powoli zmierzamy do Apollo Bay, gdzie mamy zarezerwowany nocleg w Angela's Guest House. Bez problemu trafiamy na miejsce. Jest to prywatny dom z przytulnymi pokojami, dobrze wyposażonymi we wszystko, co potrzebne. JA jednak nie mam siły z niczego korzystać ani nawet iść do miasteczka (chłopaki idą na pizzę) Próbuję połączyć się z internetem, ale są jakieś problemy, pomimo dostępności wifi. Jest już 21sza i ledwo żywa (po całej nieprzespanej poprzedniej nocy) biorę prysznic i zalegam. Budzę się ok. 23.30 bo mam jakieś sny o różnicach czasu, boje się, że źle nastawiłam budzik itp....Powoli na tym wyjeździe tracę rachubę jaki jest dzień , która godzina, i jaki dzień tygodnia. Gdyby nie zabukowane loty, zupełnie przestałabym to kontrolować. Australia jest o 3 h do przodu w stosunku do Malezji, zatem znów nasz zegar dobowy wariuje. Budzę się ponownie ok. 2 am i wychodzę na balkon. Odgłosy są niesamowite- w oddali słychać ocean, gdzieś w lesie skrzeczy ptactwo, a niebo? Jest usiane gwiazdami w innych konstelacjach (oczywiście),a Droga Mleczna jest jakby bielsza:) Teraz rozumiem, skąd wzięło sie okreslenie 'Milky way'....Naprawdę, niebo w Australii jest ...zapierające dech.
*****************************************************************************