Dziś -shopping day. Mariusz podrzuca mnie to centrum handlowego, w ktoóym spędzam blisko 5 h:) Oczywiscie kupuję co nie co, ale nie są to okazje cenowe, na które czekałam. Ponoć Connecticut to jeden z droższych stanów. Ponoć na Florydzie jest taniej. Zobacze juz za kilka dni, tymczasem pogoda wreszie się rozkreca:) Rano nie ma ani grama śniegu. Kiedy wchodze do olbrzymiego sklepu z butami, śniegu nadal nie ma. Kiedy wychodzę po godzinie-wszystko pokryte jest białym puchem i autentycznie pada!:) Czy to jest ten zapowiadany snow storm?:) Dla mnie to zwykły opad śniegu. Jest zima, więc ma być po zimowemu. Tymczasem wszystkie wiadomości przekazują info o śnieżycach, trundych warunkach i podaja ile sniegu juz napadało. Tutaj praca szkoły uzalezniona jest od pogody. Ze wzgledow bezpieczenstwa autobusy szkolne nie kursują kiedy na drogach panuja trudne warunki-tym samym zajęcia w szkole są odwoływane, a odbywa sie to zazwyczaj telefonicznie lub sms-owo o 6rano tego samego dnia. Nikogo nie, obchodzi co rodzice zrobią wówczas z dziecmi.
Po zakupach idziemy na lunch do chinskiej restauracji w formie bufetu. Jestem w swoim żywiole-wreszcie nadrobię seafood'owe zaleglosci:) Liczba potraw jest ogromna-krewetki, kraby, ośmiorniczki, małże i nie wiem co tam jeszcze na sto różnych sposobów. Prócz tego całe mnostwo innych dobrozji. Jesz ile chcesz za $14.95 czy jakoś tak:)
Popołudniu Mariusz obwozi mnie po okolicy abym zobaczyla jak naprawde wyglada Bristol. Mnie sie podoba! Latem, kiedy drzewa są zielone musi byc naprawde super! No i teren lekko pofalowany, górki, wzniesienia, dolinki.