Rano wyruszamy na rejs łódeczką wokół wyspy. Głównym zamierzeniem jest snorkelling i wizyta na bajecznej prywatnej wysepce Nang Yuan. Nasz skipper/sternik to charyzmatyczny Taj, wyglądający jak pirat z Karaibów. Jest przemiły, uśmiecha się non stop i pomaga przy wchodzeniu i schodzeniu z łodzi. Zatrzymujemy się 2 razy na nurkowanie i podwodne widoczki powalają urokiem, kolorami, rozmaitością flory i fauny. Jeśli ktoś wcześniej nurkował to wie o czym mówię. Nowicjuszom, wahającym się-szczerze polecam.
Wysepka Nang Yuan należy ponoć do Amerykanina, wejście na ląd kosztuje 100bht i cala wyspa to tak naprawdę trzy małe wysepki połączone wąską piaszczysta plażą. Plaza, knajpa i zatoczki są przeznaczone dla turystów (nurków), natomiast pozostała cześć wysepek jest prywatna. Tutaj można sobie wynająć bungalow bez obawy, że obok będą przechodzić hordy turystów ponieważ wszędzie są tabliczki 'Do not enter'.Poza tym dla zwiedzających wyspa udostępniana jest tylko do godziny 17tej.
Po powrocie wybieramy się na masaż . Ponieważ jest nas trzy, a masażystów tylko dwoje (kobieta i chyba jej syn) rozgrywa się szybka akcja telefoniczna i za 2 minuty przyjeżdża na motorku trzeci masażysta. Tym sposobem wskakujemy równocześnie na 3 prycze obok siebie i przez 60 minut oddajemy się Oil Massage. Po 10 minutach słyszę salwy śmiechu po prawej stronie-Olka dostaje ataku śmiechu, bo ją łaskocze. Cały masaż kosztuje nas ...250 baht czyli ok. 25 zł. Jutro to powtórzę:)
Po całym dniu na łodzi w wodzie skóra jest czerwona i wyglądam jak upiór. Pani masażystka ostrzegała mnie że dziś będzie na plecach 'very hot' , no i jest:)