O samych warsztatach i festiwalu można wiele poczytać tutaj:
http://podhale24.pl/rozmaitosci/artykul/20313/Zakonczyl_sie_quotPyzowka_folk_festiwalquot_zdjecia.html
lub tutaj:
http://foto.podhale24.pl/galeria-5202
lub:
http://podhaleregion.pl/spoleczenstwo/kultura/1370-warsztatowo,-muzycznie,-festiwalowo-%E2%80%93-pod-prymem-j%C3%B3zefa-pitonia?showall&limitstart
Jest też relacja video: http://tvpodhale.info/tv/reportaze/Pyzowka_Folk_Festiwal-16525-1.html
Było dużo tańca, śpiewu i grania, z czego ja osobiście wzięłam udział w tańcach i biesiadach wieczornych:) Góralskie kroki są bardzo eksploatujące, nawet jeśli dla laika wyglądają jak niewinne podskoki. Jestem pod wrażeniem głosów jakie wydobywali z siebie uczestniczy warsztatów, a zwłaszcza dzieci. Niesamowite, jaki power moją w głosie małe, szczupłe ludziki:)
Podczas biesiady spróbowałam prawdziwej góralskiej cytrynówki i nauczyłam się wznosić góralski toast: "Widze wos!"-'Dyć jo tys nie ślepo!':) Trzeba to będzie wdrożyć na podkarpackie imprezy:)
W Pyzówce mieszkałam w 'Pokojach u Zosi'-mój mieścił się na poddaszu i najfajniejszy widok miałam z łazienki (co widać na pierwszym zdjęciu:)
http://www.facebook.com/pages/Pokoje-U-Zosi/282983228409485
Lokalne atrakcje w dużej mierze obejrzałam dzięki Przemkowi z www.couchsurfing.com. Do wielu miejsc sama pewnie bym nie dotarła, dlatego warto prosić 'lokalsów' o oprowadzenie. Np. tutaj przeżyłam swój pierwszy raz z żętycą!:) A z innych fajnych obiektów zobaczyłam:
-rezerwat przyrody 'Bór na Czerwonym', chroniony ze względu na torfowiska i bagna. Ale ścieżki są więc się nie tonie:)
-Dębno i kościół pod wezwaniem Św. Michała Archanioła z początku XVI wieku, wpisany na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. W sprawie zwiedzania należy kontaktować się z proboszczem parafii. Na zewnątrz ciekawa instalacja przedstawiająca ogromny różaniec z kamieni i łańcucha.
- zamek w Czorsztynie i Niedzicy. O ile lubię stare zamczyska i te akurat mają klimat dość szkocki, to o tej porze roku są tam tłumy turystów, zatem moje oględziny tych miejsc były ekspresowe:)
-Sromowce Niżne-stad zrobiłam fotkę Trzem Koronom i wypiłam kawę mrożoną z budki ze świstakiem;)
-Chochołów- wieś zbudowaną prawie w całości z oryginalnych chałup góralskich. Do miejscowej tradycji należy mycie ich z zewnątrz wodą z mydłem dwa razy do roku, na Wielkanoc i Boże Ciało-zdecydowanie moje klimaty:)
-Drogę na Buńdówki. Przy wjeździe do Zakopanego od strony Kościeliska-tuz pod reglami jest bacówka i tam miałam druga przyjemność z żętycą:)
-Przełom Białki i Skała Obłazowa-piekny widok, jeśli się uda wspiąć na sam szczyt. Dobre, nieśliskie buty wskazane.
-Frydman-wieś otoczona przez ogromny wał zalewu czorsztyńskiego, ale na uwagę zasługuje biały kościołek z zegarową wieżą.
-Łopuszna-rodzinna miejscowość ks. Tischnera, z pięknym dworkiem Tetmajerów i drewnianym kościołem z XV wieku. Przy moscie-rodzina bocianów:)
-Nowy Targ-wg. mnie bardzo ładne miasteczko, z ciekawą architektura i klimatycznymi uliczkami. Szkoda ze Rynek w remoncie. Na dole Galerii Nowotarskiej złapałam darmowy internet w sklepie o nazwie Tea Club. Klimatyczne miejsce z kawą, herbata, oliwą, likierami, przyprawami, słodyczami, pesto i całym mnóstwem innych pysznych rzeczy w pięknych opakowaniach.
Miała być tez wycieczka na Polane Rusnakowa na zachód słońca i ognisko, ale po drodze zaczęło walić piorunami i gradem, więc uciekliśmy do GOPRówki i tam załapaliśmy się na ...dogorywające ognisko (!) i upiekliśmy przynajmniej kiełbasy. Theo, the Dog czyli pies Przemka dostał prawdziwego szwungu i albo szczekał, albo sępił:) był w swoim żywiole, bo od każdego dostał kiełbaskę:)
Tuz pod Nowym Targiem jest miejscowość Waksmund-wiecie, ze stąd pochodzi 'Rysiek z Klanu' czyli Piotr Cyrwus?:)
Droga do domu wiodła przez Gorce i Beskid Wyspowy. Najpierw sentymentalizm i chęć powrotu do dzieciństwa , kiedy z Babcią spędzałam tu wakacje-zawiodły mnie w Gorce do Poręby Górnej, a potem do Koninek. Tak jak się spodziewałam, teraz wszystko wygląda inaczej i dawny urok prysł...
Po drodze nie mogłam nie zatrzymać się w zamku w Starym Wiśniczu, który wysoko na wzgórzu aż prosi się żeby do niego zajrzeć. Tam wypiłam ...kawę mrożona, bo tam jej jeszcze nie piłam. Kiedyś opracuje traskę 'Szlakiem mrożonej kawy':)
I znów powrót do domu i popowrotowe rozmemłanie....
Im częściej jeżdżę tym bardziej włącza mi się 'szwendacz'. Gdzie następnie mnie poniesie????